Jak polubić “Święto Dziękczynienia”.
Pamiętam zdziwienie mojego kanadyjskiego kolegi, kiedy dowiedział się, że nie obchodzę Święta Dziękczynienia: “Jak to nie obchodzisz? Dlaczego?!”. “No bo to kanadyjskie święto. W Polsce nie ma takiej tradycji. Po prostu go nie “czuję”…” – brzmiałą mniej więcej moja odpowiedź. Dziwnie się z nią czułam, więc pewnie dlatego do dziś ją pamiętam. Było to jakieś 4-5 lat po przylocie do Kanady. Byłam “niekanadyjska”; mimo tego, że od początku polubiłam Kanadę, czułam się w niej ciągle obca. Być może była to tylko kwestia mojego wieku. Być może nie… Dziś , po 15-u latach w Kanadzie z “obcości” się wyleczyłam. Było to chwilę po tym, kiedy zorientowałąm się, że moja wizja “prawdziwego Kanadyjczyka” to zupełny mit.
Na kanadyjkę wyglądała mi moja starsza sąsiadka – jak się okazało, mówiąca z perfekcyjnym kanadyjskim akcentem kobieta to Niemka. Dom dalej babcinka z Nowej Szkocji ma przodków Holendrów. Koleżanka przyleciałą do Kanady jako dziecko ze Stanów Zjednoczonych; jej przodkowie pochodzą z Afryki- gdzieś po drodze meksykański pradziadek, babcia, której rodzice to Polka i Irlandczyk. Facet obsesyjnie pielęgnujący swój trawnik, rasista z ulicy obok to Grek. Mój sąsiad, kanadyjczyk, dumnie wywiesza flagę kanadyjska obok flagi Metysów. Chłopak naprzeciwko – rodzice ze Sri Lanki; wciąż biedny nie może się pogodzić ze swoim egzotycznie brzmiącym imieniem i twierdzi, że ma na imię Tim.
Myślałam, że wyróżnia mnie język. Po roku pracy na kanadyjskim uniwerku i ocenianiu prac kanadyjskich studentów zrozumiałam że język mnie co prawda ogranicza ale nie definiuje. Osoby mówiące perfekcyjnym, nienagannym angielskim to wyjątek od reguły a nie reguła.
Myślałam, że wyróżnia mnie wygląd – typowo słowiańska baba – “Are you Russian?” – “Yyyyy, no….” Pytała babeczka z urodą typowo szkocką; za ręke trzymając swoje dziecko o urodzie wschodnioazjatycjej.
Ufffff. Zrozumienie Kanady i zaakceptowanie Kanady, jako kraju gdzie nic nie jest czarno-białe, o którego wyjątkowości decyduje to, że jest w nim miejsce na prawie każdą “wyjątkowość” i różnorodność zabiera trochę czasu. Dopóki nie znajdziesz tu swojego miejsca albo nie zaakceptujesz faktu, że coś takiego jak permanentne miejsce nie istnieje trudno ci będzie ci zaakceptować i świętować to co kanadyjskie. Z reszta, nie wystarczy tu tylko być. Żeby coś świętować, trzeba to najpierw faktycznie polubić. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Swojego miejsca nie znalazłam do dziś (chociaż kraj nie ma z tym akurat nic wspólnego :-)) ale Kanada sama się we mnie wkradła i sprawiła, że ją pokochałam. Małymi kroczkami, kusząc mnie swoimi urokami – mmmm, dobra opieka medyczna (usmiechnięci lekarze i pielęgniarki – “Wyobrażacie sobie wręczenie łapówki kanadyjskiemu lekarzowi?!, przejrzyste zasady ( ZUS? jaki ZUS? ), zakaz używania pestycydów, piknik w High Parku, pierdoły….Nie jest idealnie, ale idealnie nie jest nigdzie. Na Kanadę trzeba się po prostu otworzyć i najczęściej po prostu……dać jej czas, pozwolić jej działać. “Może kiedyś wrócę do Polski” – te słowa słyszałam już od wielu osób. Żadna z nich jeszcze nie wróciła. Hmmm, może wrócisz ale póki co jesteś tu, na miejscu. Nie odwracaj się. Czerp z życia tyle ile się da, ciesz się małymi chwilami, spróbuj, nawet jeśli nawet tylko przez chwilę, współtworzyć i świętować coś niezwykłego – miejsce, które cię żywi i utrzymuje, które samo otwarło się na ciebie i celebruje twoją “inność”. Upiecz swojego pierwszego indyka! Też czułam się trochę dziwnie piecząc tego pierwszego – tak jakbym przywłaszczała sobie obcą kulturę. Tylko, że w następnym roku nie wyobrażałam już sobie tego, że można go nie upiec, nie zaprosić kilku osób i zwyczajnie przez kilka godzin czuć (oprócz irytacji głupotami opowiadanymi prżez pewnego gościa 🙂 ) zwyczajnej wdzięczności za to co wydarzyło się w moim życiu i za to, że to co okropnie złe jednak się nie wydarzyło. Upiecz indyka (albo Tofurky) i po prostu ciesz się smakiem chwili.
P.s A Jeśli masz domu małego dzieciaka, a to pisanie średnio cię przekonało, to koniecznie przeczytaj mu historyjkę o tym, jak żółw Franklin świętował Święto Dziękczynienia ( i było fajnie nawet bez babci i dziadka) 🙂 . Być może tak na prawdę to Franklin jest jednym z powodów, dla których polubiłam i święto i Kanadę 🙂 ( Polecam tą oryginalną, kanadyjską wersję rodzicom wszystkich maluchów!)
p.s. Wczoraj, dzięki wspaniałej pogodzie obiad z okazji Święta Dziekczynienia udało mi się zjeść na dworze , niczym Franklin 🙂 Pięknie nie było, ale smacznie i przyjemnie.
Zastanawiasz się, czemu w ogóle obchodzimy Święto Dziękczynienia? Sprawdź ten wpis: https://polki.ca/indykow-nie-ulaskawiamy-scenek-z-zycia-pielgrzymow-nie-odgrywamy-co-w-ogole-swietujemy-kanadyjskie-swieto-dziekczynienia/
Patrycja, bardzo dobrze napisane! My świętujemy, może lekko modyfikując tradycję, bo zamiast indyka jest kurczak, no ale skoro kanadyjski kolega Krzyśka mógł mieć vegan meat na świąteczny obiad, to dlaczego nie? 😉
Serdeczności z Vancouver!