Żyć blisko oceanu – Nowa Szkocja dla początkujących

Nie wiem jak ocean może wołać kogoś, kto przeżył połowę swojego życia w Wielkopolsce, a drugą połowę w okolicach Toronto, ale jest faktem, że kiedy mi o sobie ostatni raz przypomniał, nie potrafiłam mu odmówić. Spakowałam to co miałam (rodzinę, psa, koty i zawartość bliźniaka w Brampton) i przeprowadziłąm się do Nowej Szkocji! (Trochę więcej o tym dlaczego się na to zdecydowałam piszę TU). Od półtorej roku mieszkam tu w małym, dość uroczym i centralnie zlokalizowanym miasteczku Truro, a każdą wolną chwilę spędzam w domku letniskowym nad oceanem albo na odkrywaniu tej pięknej prowincji. Dzisiaj kilka słów o tym, jak mieszka mi się w Nowej Szkocji ( trochę z perspektywy mojego małego miasteczka)

  1. Jednym z pytań najczęściej zadawanych mi przez ontaryjskich znajomych jest : Co ludzie tam robią? Ha! Wbrew pozorom nie każdy w Nowej Szkocji jest rybakiem albo marynarzem (chociaż fajnie jest mieć sąsiada, który jest doświadczonym rybakiem i chętnie popływa z tobą łódka po okolicy i pokaże ukryte na wysepkach plaże!). Halifax, stolica prowincji jest aktualnie jednym z najszybciej rozwijających się miast w Kanadzie. Prawie pół miliona miekszkańców, sklepy, duże firmy (Halifax szczególnie upodobały sobie firmy produkujące nowe technologie), uniwersytety i college. Życie jak w każdym dużym mieście, tylko że w weekendy wszystko tu znacząco zwalnia, bo dla mieszkańców Nowej Szkocji, zasada weekendowego odpoczynku jest nadal dość religijnie przestrzegana. Ja wybrałam życie w 12-tysięcznym mieście Truro, godzinę od Halifaxu. Mała, prężnie działająca społeczność. Miasto na tyle duże, że jest tu wszystko, a wystarczająco małe, że nadal czuć w nim fajny klimat małej miejscowości. Pod ręką mam dobre szkoły, fabryki, przeróżne firmy i rządowe instytucje, wystarczająco dużo sklepów, restauracji i banków, centrum rekreacyjne, które jakościowo przewyższa wiele tych, które widziałam w wielkim mieście. Poza tym gigantyczny park z wodospadami, a wszystko otoczone lasami. Ot, taki mikrokosmos, który nie jest daleko ani od Halifaxu, ani od oceanu ( 45 minut do plaży w jedną stronę, i godzinę do plaż na drugim brzegu). Ludzie zatrudnieni są tu w, sklepach, fabrykach, restauracjach, kwitną małe i większe biznesy, które przy rozwoju internetowego handlu często wysyłaja swoje towary na cały świat. W mieście funkcjonuje też college i filia universytetu Dalhousie. Poza miastami wielu ludzi w Nowej Szkocji nadal prowadzi swoje farmy, i zajmuje się połowem ryb i owoców morza. Na sobotnim targu w Truro za każdym razem spotykam znajome twarze lokalnych farmerów. Wiem, kto sprzedaje najlepsze pomidory, kto ma najsłodsze marchewki i że syn znajomej będzie w weekend sprzedawał wyplatane bransoletki. 2 razy w tygodniu do miasta przyjeżdża mały dostawczy samochód, dowożący świeże ryby, które dzień wcześniej albo nawet tej samej nocy pływały jeszcze w oceanie. Poniżej filmik, bo obejrzeniu którego ( jeszcze przed przeprowadzką) się rozpłakałam 🙂

2. Tak, zarobki w Nowej Szkocji są niższe niż w Ontario i wielu innych miejscach Kanady ale…..koszty życia są tu pod wieloma względami niższe. Ubezpieczenie na samochód nie porówuje się nawet z tym w Brampton. Najważniejsze – nieruchomości nadal są o wiele tańsze niż w Ontario. W miasteczku takim jak Truro, własny domek można kupić juz od $200,000 i nie żyć tylko po to, by spłacać znienawidzoną pożyczkę. Nic dziwnego, że przeprowadza się tu obecnie wiele osób z Ontario czy Alberty. Faktycznie, nie każdego stać na to, żeby spłacać milionowe nieruchomości, prawda? Żyjąc w małym mieście, ludzie nie wydają też super dużo kasy na paliwo. Wszystko jest pod ręką i wyjazd do sklepu czy do pracy to kwestia spędzenia na drodze 5-10 minut. Mam wrażenie, że nawet przy niższych zarobkach, generalnie jakość życia jest lepsza. Ludzie żyją tu po prostu wolniej….

3. Natura. Parki, tysiące hektarów lasów, rzeki, no i oczywiście i przede wszystkim ocean i piękne plaże. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Bez płotów otaczających każdy skrawek prywatnych posesji. Wiekszy tłok na plaży, tylko blisko Halifaxu, i raczej tylko w sezonie turystycznym. Jeśli nie jesteś tu tylko przelotem jako turysta, dowiadujesz się o ukrytych skarbach – miejscach znanych tylko lokalnym mieszkańcom. Wiem gdzie można pójść żeby popływać pod wodospadem, wiem na której wysepce jest biały piasek i zupełna prywatność, wiem, gdzie podczas odpływu zatoczka otoczona czerwonymi klifami będzie tylko moja…. Nie moge tu być obiektywna. Patrzę jak moje dzieciaki uczą się surfingu, jak biegają po lesie, jak mój pies biega bez smyczy po plaży. Patrzę nocą w niebo i widzę miliony gwiazd na czystym niebie. Zupełnie inny świat i nadal przecieram często z niedowierzaniem oczy. Skąd ja się tu wzięłam? Czemu nie przeniosłam się wcześniej?

4. Jedzenie. Dla mnie kwestia dość istotna. W Nowej Szkocji jem zdrowiej. Jajka kupuję od znajomej, która ma swój mały kurnik i hoduje kury organicznie, tylko dla przyjemności. Znalezienie takich źródeł dostaw jest tu dośc proste. Z resztą w sytuacji kiedy podwórka są większe niż w większych miastach, a farmy są na każdym kroku, założenie swojego własnego kurnika nie jest tu niczym dziwnym. Mięso kupuje w sklepie z żywnością z lokalnych farm. W soboty odwiedzam targ. Założyłam swój mały ogródek (który póki co niezby dobrze funkcjonuje, bo bez płotu, wszystko zżerają mi sarny). Facet przywożący świeże ryby z portu przyjeżdża do miasta 2 razy w tygodniu. Knajpy ze świeżymi owocami morza są tu na każdnym kroku. Od tradycyjnych “Fish & Chips” , poprzez “seafood chowders” w każdym wydaniu, po świeże mule, no i oczywiście tradycyjnie w Nowej Szkocji – homary. Próbuję zwalczyć traumę, która towarzyszy ich przygotowywaniu. Jestem twarda i podniebienie zawsze wygrywa. Jeśli chodzi o polskie produkty, to w Halifaxie dostarcza je jeden mały wschodnioeuropejski sklepik. Krówki, trochę wędlin sprowadzonych z Ontario, ptasie mleczko i herbatki. Polska podstawa 🙂 Zawsze można złożyć zamówienie na poszczególne produkty. Właścicielka chętnie dowiezie. Ogóry trzeba ukisić samemu, albo kupić polsko-podobne w Costco. W Truro supermarkety jak w każdym innym mieście. Kiedy mam potrzebę jedzenia produktów bardziej egzotycznych, wpadam do Halifaxu do małych małych sklepików indyjskich, chińskich, itd. Przy okazji wizyty “w mieście” (bo tak wszyscy mówia tu o Halifaxie) wpadam do Costco. Ceny żywności generalnie minimalnie wyższe niż w Toronto ale to też zależy od miejsca, w którym się mieszka.

5. Szkoły. Nowoszkockie, publiczne szkoły należą do jednych z najlepiej dofinansowanych w kraju. Poza Halifaxem (bo tam, wiadomo, jest troszkę tak jak w innych dużych miastach) tereny szkół są często otoczone zieloną przestrzenią. Podstawówka mojego syna graniczy z wielohektarowym lasem, w którym dzieciaki spędzają mnóstwo czasu, bawiąc się w podchody, gdzie budują szałasy i chodzą na spacery. Na boisku każego ranka pasą się sarny. Serio! Oczywiście nie jest to jakiś ogród Edenu, gdzie wszystko jest idealnie, ale generalnie szkolny klimat różni się od tego wielkomiejskiego. Mieszkańcy Nowej Szkocji słyną z tego, że są mili i przyjacielscy i lokalne szkoły (i w małych i w dużych miastach) definitywnie to odzwierciedlają. W ciągu roku w Truro moje dzieci poznały chyba więcej znajomych niż podczas kilku lat edukacji w okolicach Toronto. Ze względu na dofinansowanie, lokalne liceum oferuje sporo różnych specjalistycznych programów i zajęć pozalekcyjnych; zaskakująco przewyższa pod tym względem licea, w których dziś uczą się w Ontario znajomi mojej córki. Co ciekawe, wielu uczniów szkół średnich pracuje tu w ciągu roku szkolnego. W 10 klasie mojej córki, 80% młodzieży zarabia pieniądze! Być może powodem jest to, że wiele miejsc pracy nie jest zbyt oddalona od miejsc zamieszkania, i poświęcenie kilku godzin tygodniowo na pracę w lokalnej kafejce czy sklepie, nie jest problemem ani dla dzieciaków ani dla ich rodziców. A może powód jest zupelnie inny… Nie mam pojęcia i nie potrafię znaleźć innego wytłumaczenia! Tak czy owak, dla mnie edukacja dzieci była jedną z najważniejszych kwestii, które brałam pod uwagę przy decyzji przeprowadzki. Jak okazało się w praktyce, jakość lokalnych szkół przewyższyła moje oczekiwania i jest jednym z największych plusów przeprowadzki. Co ważne, w mniejszych miastach (czyli właściwie w całej Nowej Szkocji, z wyjątkiem Halifaxu), dzieci mają więcej szans na to, żeby się poznać. Zawsze można gdzieś spotkać kogoś znajomego. Zawsze do koleżanki lub kolegi można pójść pieszo, podjechać rowerem albo hulajnogą. Oczywiście, ze względu na odległości, nie każde miejsce w Nowej Szkocji jest idealnym miejscem, żeby osiedlić się z małymi dziećmi. Przy wyborze miejsca przeprowadzki warto sprawdzić odległość domu/mieszkania od szkół, i średnią wieku mieszkańców. Niektóre okolice są być może lepszą opcja na to, by zamieszkać w nich będąc na emeryturze.

6. Klimat. Klimat podobny do klimatu południowego Ontario, z pewnymi różnicami. Nawet jeśli latem w ciągu dnia jest gorąco i duszno, w nocy tzn “humid” znika i można wziąć głębszy, spojniejszy oddech. Zimy podobne. Być może trochę łagodniejsze i trochę więcej śniegu; widziałam gorsze w Ontario. Zima trwa dwa tygodnie dłużej, więc sezon ogrodowy zaczyna się trochę później

7. Polonia. W Truro jest pewnie z 15 Polaków. Kilku znam, o kilku tylko słyszałam że są! Polonia skupiona jest raczej w okolicach Halifaxu, i zdaje się, że działa i się organizuje. Faktem jest, że my – Polacy, żyjemy to od wielu pokoleń. Wrzesień jest rozpoznany w Nowej Szkocji jako “Polish Heritage Month”. (Jesli jesteś Polką lub Polakiem, i mieszkasz w okolicy, odezwij się! Założymy klubik i będziemy wspólnie robić pierogi 🙂 ) .

8. Opieka zdrowotna. Jesli chodzi o służbę zdrowia w Nowej Szkocji, to, przyznaję, sytuacja jest obecnie fatalna. Znalezienie lekarza rodzinnego graniczy właściwie cudem. Zapisanie się na prowincjonalną listę oczekujących na lekarza rodzinnego oznacza kilka lat czekania. Co prawda, udało mi się znaleźć dla dzieci pediatrę, i specjalistyczną klinikę, do której skierowanie dostałam już w Ontario, więc chociaż pod tym względem jest OK. Żyję łudząc się, że jeśli coś bedzie faktycznie bardzo ze mną nie tak, to i tak trafię do szpitala i jakoś się uda. Póki co, moja najpoważniejsza dolegliwość, czyli alergie, nie dają o sobie za bardzo znać. Myślę, że to zasługa czystszego powietrza i tego, że znienawidzony przeze mnie “ragweed”, jest rośliną rzadko wystepującą w Nowej Szkocji. W Ontario moja wiosna i wczesna jesień były w ostatnich latach definiowane przez to co i kiedy pyli. Tu, póki co, kilka razy swędział mnie nos. Jeśli cierpisz z powodu alergii, to pewnie wiesz, jak duży wpływ mogą one mieć na codzienne życie…

Masz jakiekolwiek pytania dotyczące życia w Nowej Szkocji? Śmiało pytaj!

Myślisz, że też chciałabyś/chiałbyś się tu przeprowadzić? Zostałam tu agentką pośrednictwa nieruchomości, więc akurat tak się składa…..że chętnie pomogę ci w znalezieniu tutaj swoich czterech ścian!

Patrycja

polski agent nieruchomosci nova scotia

You may also like...